Pirate Hetalia
Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.



 
IndeksLatest imagesSzukajRejestracjaZaloguj

 

 Of course I'm Portugese!

Go down 
2 posters
AutorWiadomość
Portugalia

Portugalia


Orientacja : Głównie gustuję w mieszkańcach: Ameryki Północnej, Ameryki Południowej, Afryki, Azji, Australii, Antarktydy i Europy.
Wątki i powiązania : Rodzina: Hiszpania, kolonie. Miłości: C'mon, bejb. Fetysz: Ciepłe skarpetki, stopy, balkony. Stan: FREEDOM.
Liczba postów : 11
Join date : 09/09/2014

Of course I'm Portugese!  Empty
PisanieTemat: Of course I'm Portugese!    Of course I'm Portugese!  EmptyNie Wrz 21, 2014 12:20 pm

Godność: Nicolau Thiago Santos Carriedo Silva

Wiek: 30

Ekwipunek: Whatever.

Grupa: Sieroty po panu Mary Poppins.

Ranga: Bosman.

Wygląd:
Chłopak od dobrej dekady nie mierzył swojego wzrostu, ale podejrzewa, że niewiele się zmieniło. Na tle  innych wciąż wypada dość... słabo. Ba!, nawet sam Antonio go przerósł, co za upokorzenie... Jednakże zawsze może się pocieszyć mocniej umięśnioną sylwetką. W tym miał wybór, przy wzroście (który jednak nie jest taki tragiczny!) już niestety nie. Wyrzeźbione przez te wszystkie lata tricepsy i bicepsy doskonale spełniały się w zawodzie pirata i dodatkowo wielu innych. Siła fizyczna była drugą, którą u siebie wykreował, jednak równie przydatną. Gdy jednak został piratem, musiał zrzucić na wadze, by móc poruszać się zwinniej i sprawniej. Niektóre przyjemności wymagają wyrzeczeń, ale zrobił to bez większego żalu.  
Całe jego ciało pokryte jest grubo bliznami, chociaż tylko jedna z nich szpeci jego twarz. Przechodzi przez lewe oko i najwidoczniej to cud, że  te jeszcze jest na swoim miejscu. Jego spokojne usposobienie nie pozwoliło mu uniknąć starć z innymi piratami oraz przed tym, zanim postawił swoją nogę na pokładzie nielegalnego statku, z ludźmi o złych intencjach wobec niego. Każdą z tych blizn nosi dumnie, każda z nich sprawiła, że stał się odrobinę silniejszy, odrobinę pewniejszy siebie, odrobinę pokorniejszy. Każda przyniosła inny ból i pozostawiła po sobie niewymazane wspomnienia, więc je szanuje. Przeszłość zawsze należy szanować.
Wygląda dość niechlujnie, jakby zupełnie nie przywiązywał do tego wagi. Dość kręcone, ciemnobrązowe włosy zawsze trwają w artystycznym nieładzie, będąc związane z tyłu jakby z zamiarem zadbania o ich estetykę. Poza tym jest w nim coś, co bardzo przypomina Antonia. Można by ich niemalże do dzisiaj ze sobą mylić, gdyby nie fakt, że twarz Nicolau jest poważniejsza, starsza, pokryta gdzieniegdzie zmarszczkami. Mimo to nadal ciepła i przyjazna. Kiedyś od jego młodszego brata odróżniał go głównie inny kolor tęczówek. Jego był niebieski, zupełnie niepasujący do tej Latynoskiej urody, był po prostu za zimny! Hiszpania również  nie posiadał brązowych oczu, ale jego zawsze wydawały się być weselsze. Może nie cieplejsze, ale weselsze na pewno. Jego wzrok był po prostu beztroski, a same oczy były szczere, budujący zaufanie.
W ubiorze stawia przede wszystkim na wygodę. Luźne spodnie, wygodne buty. Nieodłączną częścią jego garderoby jest niewielki krzyżyk zawieszony na jego szyi. Nie zdejmuje go nigdy, przenigdy. Dopóki jego głowa jest na swoim miejscu, krzyżyk będzie wisiał i takie są zasady.

Charakter:
Ó mar salgado, quanto do teu sal
o lágrimas de Portugal!
/Oh salty sea, how much of your salt
are tears of Portugal!\

Może to zabrzmieć patetycznie, ale ten wewnętrzny pokój, skromność, naturalność Portugalczyka, musiały narodzić się z fal, żagli, słońca, piasku i zapachu muszli (klozetowej).
Pomimo wielu podobieństw, Nicolau nie jest taki sam jak jego brat. Brakuje mu naprawdę wiele do niego, nie jest zupełnym przeciwieństwem, jest osobą wyważoną. Jest spokojniejszy, momentami bywa sarkastyczny, ale częściej jest po prostu łagodny. Jego melancholijne usposobienie zmusza go do wielu przemyśleń, najczęściej są to długie rozwody nad przeszłością. Często możesz zobaczyć go w zacisznym miejscu z głową w chmurach, pogrążonego w zadumie, nostalgii, zamyśleniu. Wspominającego, skupiającego się dokładnie na tym, co było, rozpamiętującego każdy krótki aspekt swojego życia. Pomimo to podchodzi do życia bardzo beztrosko, a przy tym jest solidnym optymistą. Tę opanowaną osobę nie jest łatwo wyprowadzić z równowagi, a gdy już to zrobisz to możesz być pewny, że skończysz odciskiem portugalskiej pięści na twarzy, ot przejaw Latynoskiego temperamentu. Za to nie ma problemów z poczuciem humoru. Jak najbardziej lubi sobie pożartować! Może ze swojego młodszego brata albo z Arthura...?
Nie jest chłodny, lecz odrobinę zdystansowany. Nawiązuje kontakty bardzo starannie, oswajając się z nowym towarzyszem. Jeśli nie zaleziesz mu za skórę, możesz liczyć na jego pomocną dłoń, a sam Portugalczyk będzie ci ufał już bezwzględnie, a może nawet zacznie traktować cię jako członka rodziny. Na całe szczęście w całym jego długim życiu znalazło się bardzo niewiele osób, które zasługiwałyby na szczególną jego uwagę. Nie narobił sobie całej chmary wrogów, ale też nie zdobył przyjaciół - nie licząc jego podopiecznych - nadal był sam jak palec - po prostu wolny.
Jest bardzo odpowiedzialną osobą, na co całkiem niezłym dowodem jest nie tylko pozycja, jakiej się dorobił, ale także chociażby taka  ilość wychowanych przez niego bachorków. Bardzo lubi dzieci, ma do nich ogromną cierpliwość i potrafi się z nimi dogadać. Pewnie dlatego, że sam potrafi łatwo odnaleźć w sobie wewnętrzne dziecko, pełne beztroski i ciepła. Ponadto jest bardzo rodzinny, nie tyle przyjacielski, co rodzinny. W tym świecie naprawdę trzeba zważać na przyjaciół, ale... Dlaczego mówi to osoba, którą młodszy brat traktował jak śmiecia? A on zawsze potrafił mu wybaczyć i dla jego dobra oraz wszelkich prób ochrony go, ładował się w najgorsze bagna. Uczucia bywają zgubne.
Lubi dużo mówić, chociaż musi mieć postawiony dobry powód, by się wygadać. Kiedy jednak zacznie, bardzo trudno go zatrzymać. Gestykuluje wtedy bardzo energicznie i nawija jak najęty. Trzeba jednak przyznać, że nie zdarza mu się to często, zwykle po zbyt dużej ilości rumu lub innego trunku. Zwykle nawet nie ma z kim pogadać, jednak na to nie narzeka. Ma swój pamiętnik, co jakiś czas przelewa na papier słowa, powoli strugając własną autobiografię. Nie widzi w tym większego powodu, po prostu pozwala mu to na uporządkowanie myśli, częściowe wyrzucenie ich z głowy. Nawet jeśli te wracają.
Szczerze powiedziawszy jego sumienie zmniejszyło się do wielkości orzeszka, gdy zaczął mordować, ale wciąż tam jest i daje o sobie znać. Oczywiście nie podczas krytycznych momentów, walk, egzekucji, napadów, grabieży, o nie! Wciąż tam jest i pamięta o kilku osobach, która tak naprawdę są ważne.
Jest bardzo pewny siebie, to cecha, która pozostała po latach gdy był wielkim i znanym piratem. Czasem odbierane jest to jako bezczelność, zwłaszcza przez dziewoje, które Nico próbuje uwieść. No cóż, zdarza się. Jak każdy południowiec, przepada za uganianiem się za paniami, więc nie można winić ani pań, ani jak widać jego - wina złych (?) genów.
To Antonio z ich dwójki był tym, który uśmiechał się przez cały czas bardzo szeroko. On mógł uraczyć jedynie nienarzucającym się, aczkolwiek ciepłym półuśmiechem. Pomimo wielu niepowodzeń losu i upadków, Nicolau podchodzi do życia bardzo beztrosko. Nigdy się nie spieszy i dodatkowo znajduje czas na wszystko, począwszy od obowiązków, skończywszy na odpoczynku.
Portugalczyk rzecz jasna jest wprawiony w walce. Przez wiele lat, kiedy to skazany był na ciężką pracę, wykreowała się u niego siła. Potem, gdy zaciągnął się na piracki statek potrzebne były umiejętności. Minęło sporo czasu, zanim pojął jak korzystać z tych wspaniałych zabawek, które obronią go do końca życia przed Arabami. Do dziś dzień Nicolau przeżywa ogromną traumę na samo wspomnienie o nich. Jego sfera emocjonalna i seksualna nie została zaburzona przez wydarzenia tamtego dnia, jednak mocno odcisnęło się to na psychice mężczyzny. Pomimo upływu lat czuje ogromną niechęć do Muzułmanów, na którą reaguje specyficzną odmianą strachu, jaką jest agresja.

Historia:
Wtorek,  18.04.1731 r.

Chłopak, którego poznałem kilka dni temu podołał zadaniu, które mu wyznaczyłem. Nie do wiary! Kiedy mówiłem mu, otwarcie z niego szydząc, o tym Muzułmaninie,  nie sądziłem, że ten dzieciak weźmie to na poważnie. A co dopiero, że uda mu się coś z tym zrobić! Nie wyglądał na jakoś szczególnie wzruszonego moją historią, wcale mu się nie dziwię. Nie chciałem jego współczucia, to wyszło przez przypadek.  Nadal nie dociera do mnie wiadomość, że koszmar mojego życia odszedł (tymczasowo czy na zawsze?) dzięki jakiemuś małolatowi! Na początku byłem do niego nieco sceptycznie nastawiony, jednak okazało się, że jego umiejętności nie są przeciętne. Z chęcią płaciłem mu należytą część, niemal płacząc z radości. To była pierwsza osoba z zewnątrz, która zrobiła dla mnie tak wiele, robiąc tak niewiele... Kiedy słuchałem jego opowieści, w rzeczywistości  byłem urzeczony jego przebiegłym, acz nieskomplikowanym planem.
Właściwie to nie wiem o nim zbyt dużo... Tylko to, że nazywa się Arthur  i pochodzi z Anglii. To drugie wywnioskowałem z jego akcentu, bardzo wyraźnego. Uwielbiam tę determinację widoczną w jego jadowicie zielonych tęczówkach. Nauczyłem się od razu szanować go za wiarygodność i słowność, a także czuć umiarkowany respekt. Mogę powiedzieć, pomimo naszej krótkiej znajomości, że mu zaufałem i może nawet... polubiłem? Muszę zadbać o to, by ojciec nigdy nie dowiedział się, kto odpędził Muzułmanina i z czyjego polecenia. To nie skończyłoby się za dobrze, ten straszliwy osobnik był źródłem wielkiej części dochodów. Ojciec musi mnie naprawdę wysoko wyceniać... Nie wiem jaki ten angielski chłopak będzie miał wpływ na moje dalsze życie, ale jedno jest pewne-  zaciągnąłem u niego wielki dług, który postaram się spłacić z nawiązką.  
Nie mogę opisać tego szczęścia i poczucia bezpieczeństwa, które mnie ogarnęło. Nie pamiętam, kiedy ostatnio czułem się tak wspaniale.


Czwartek, 05.06.1731 r,  

Ojciec wrócił wczoraj z wyprawy. Jego stan jest bardzo zły... Leży w łóżku z wysoką gorączką i nic nie mówi, tylko jęczy z bólu. Niechętnie podchodzę do myśli, iż jest umierający, ponieważ jest on jedynym żywicielem rodziny, ale on... prawdopodobnie umiera. Zapewne  na jakąś egzotyczną, nieuleczalną chorobę, której nabawił się podczas jednej ze swoich podróży. Matka ani razu nie weszła do sypialni, w której on leży, i wciąż tylko posyła mnie bym sprawdzał stan ojca. Antoniowi też zakazała wchodzenia do sypialni, nawet nie podając konkretnego  powodu. Jednak to było do przewidzenia, mój młodszy braciszek zawsze pozostawał bezpieczny, zawsze daleko od problemów tego świata.  
Za każdym razem, gdy przechodzę przez próg pokoju, muszę wybaczać mu wszystko co zrobił; to, że mnie ignorował przez te wszystkie lata, wyjaśniam sobie tym, iż Antonio potrzebował więcej uwagi - był wszak młodszy; gdy nadużywał alkoholu zawsze powtarzałem, że każdy ma swoje słabości, a kiedy znęcał się nade mną, wmawiałem sobie, że miał jeden ze swoich złych dni. Jednak z największym trudem przychodzi mi wybaczenie ostatnich dwóch lat. Lecz nie jest to niemożliwe,  „potrzebowaliśmy pieniędzy, inaczej umarlibyśmy z głodu” powtarzam wciąż jak najsłodszą modlitwę.  
Zastanawiam się co będzie ze mną gdy on umrze. Matka pewnie będzie kazała mi robić równie okropne rzeczy. Moje koszmary wracają, wracają na jawie i to jest nie do przeżycia.


Sobota, 07.06. 1731r  

W środku nocy obudził mnie odgłos burzy. Strona łóżka, którą zajął Antonio, zdążyła wystygnąć. Nalegał, by mógł dziś ze mną spać, bo bał się burzy, a nie chciał budzić naszej  matki, z powodu jej dziwnego zachowania w ciągu ostatnich dni. Zajrzałem do jego pokoju, w którym to właśnie ona powinna spać, jednak ta zniknęła. Zacząłem przeszukiwania całego domu, jednak okazało się to zbędne. Nie było szans, bym ich znalazł. Zniknęli nie tylko oni, ale również ich wszystkie rzeczy. To mogło oznaczać tylko jedno.
Gdy wszedłem do sypialni zobaczyłem go - martwego, całego sinego. Pierwsze co mi przyszło na myśl to „dobrze ci tak, sukinsynu”, jednak niemal od razu skarciłem się za tą myśl i uklęknąłem, by się pomodlić. Nie miałem pojęcia co zrobić... Czułem - nadal się czuję - niesamowicie zagubiony i  pozostawiony samemu sobie. Nie mam dokąd iść, wszyscy moi bliscy, którzy, bez względu na to, jacy byli i jakie wielkie krzywdy mi wyrządzili, mnie opuścili.
Teraz czuję się już przyjemnie otępiały. Nie czuję bólu, nie mam do nich pretensji.
Za moment spakuję swoje rzeczy, nie zamierzam tutaj tak siedzieć. Sądzę, że mój ojciec coś po sobie pozostawił. Jeśli nie pieniądze, są to interesy, a ja zamierzam je kontynuować. Nie dam tak szybko zepchnąć się na samo dno.
To będzie jak nauka latania, ale nie mam innego wyjścia.


Czwartek, 07.08. 1734 r

Ostatnio idzie mi coraz lepiej. Zajmowanie się handlem wcale nie jest takie trudne na jakie może wyglądać. Podróżuję statkiem po całym świecie i staram cieszyć się każdą podróżą najlepiej jak tylko potrafię.
Powoli zapominam o demonach przeszłości, co nie znaczy, że ich nie ma. Obudził mnie dziś koszmar, a właściwie to wspomnienie... Jego brudne dłonie, dotykające mojego ciała. Jego sprośny komentarz. Moje drżące dłonie, jego uśmiech. Moje słone łzy, jego nierówny oddech. Musiałem być wspaniałym dzieckiem. Tak bardzo przysłużyłem się swojej rodzinie...
To wszystko wyglądało tak realnie, że aż poczułem niechęć do samego siebie. W snach nie czu­ję się bólu; człowiek zaw­sze się budzi, za­nim zacznie się praw­dzi­we cierpienie.
Skoro już o tym mowa, odnalazłem Antonia. Po długich rozmyślaniach w końcu zdecydowałem się do niego napisać. Pomimo wszystko był dobrym młodszym bratem, nie jego wina, że... że był lepszy ode mnie. W każdym calu, co niejednokrotnie mi udowodniono.
Nie żałujmy tego co stracone, żałujmy tego, co możemy jeszcze stracić.  


Sobota, 25.03.1736 r  

To już prawie 2 miesiące odkąd moja załoga pozostawiła mnie na terytorium Azji. Nie mogę uwierzyć, że to zrobili. Teraz zdycham tu z głodu i nie mam nawet gdzie się podziać. Właściwie to już dawno byłbym martwy gdyby nie pomoc pewnego małego Japończyka o imieniu Kiku. Czasem ze sobą rozmawiamy i chłopak uczy mnie sztuki walki, które sam opanował. Jego opiekun strasznie mnie nie toleruje; oskarża mnie o kanibalizm na małych dzieciach i bycie piratem. Jestem ciekaw na jakiej podstawie wyciągnął te wnioski.
W sumie to nawet zmusił mnie do przemyśleń... Życie pirata nie wydawało się być najgorszym. Mam niezłe predyspozycje. I nie musiałbym wciąż liczyć na czyjąś pomoc.           W wyborze tej drogi życiowej mimo wszystko pomaga to, że od prawie miesiąca jem sam ryż. I to w dość małych ilościach.  


Czwartek, 10.12.1740 r

Po tak długich poszukiwaniach, po tylu listach bez odpowiedzi... wreszcie go odnalazłem. Jednak nie wiem, czy mogę go wciąż nazywać swoim małym braciszkiem.  Zmienił się, ale wydaje mi się, że nie tylko fizycznie. Nadal pozostaje tym samym roześmianym kretynem, lecz jego stosunek do mnie uległ wyraźnej zmianie. Podejrzewam znaczący wpływ matki na biednego Tonia.
Ktoś inny poprosił mnie o pomoc, gdyż bardzo naraził się piratom. Nie jest moim przyjacielem - nie mam przyjaciół. Mam rodzinę, a właściwie brata, który nie wydaje się być równie chętny do podtrzymywania kontaktu. Tak czy inaczej,  muszę się zgodzić, mam zbyt wielkie długi...


Piątek, 02. 06.1744r.

Nie miałem nawet najmniejszych nadziei, na to, że dzisiejszy dzień będzie dobry. W ciągu ostatnich pięciu lat zmieniałem załogi, statki, stanowiska i profesje kilkunastokrotnie i traciłem już nadzieję na to, że pirackie życie może mi odpowiadać. Nie jest dobrze, ale nie mam już pieniędzy i muszę wieść życie pirata. Jestem na nie skazany. Mam jednak nadzieje, że pewnego dnia uda mi się coś więcej niż tylko porządnie wyszorować pokład. W końcu potrafię pisać i czytać - jakimś cudem mi się udało zdobyć te umiejętności, jednak jestem za nie bardzo wdzięczny rodzicom - mogę awansować. W każdym momencie, jednak na to się nie zapowiada.
A teraz wyglądam za burtę na zataczające się słońce. Karmazynowy zachód napełnia moje serce nadzieją, jednak wyczuwam nadchodzący sztorm z  północy. Albo mnie zniszczy, albo wyciągnie z tego gówna

Wtorek, 25. 06. 1744r.


Tak jak przeczuwałem, na mojej drodze pojawił się Kirkland. Właściwie okoliczności  nie były zbytnio ciekawe, wciągnął mnie na swój statek, atakując nasz. Zgodziłem się, bo dlaczego by nie? Arthur wydawał się być nadal kimś godnym zaufania... I był piratem. Z posadą. Nie ukrywam, że takiego właśnie człowieka było mi trzeba. Czekam teraz, aż sprowadzi mnie na właściwe tory.
Kilka dni temu napisał Antonio, od teraz wspieramy się nawzajem. Nie wiem, czy ten robi to z konieczności, ale ja robię to z chęcią. Pożyczam mu pieniądze,  świadczę każdą usługę. Cieszę się,  że ten nadal żyje.


Piątek, 31. 12. 1749 r.

Dni mijają nam spokojnie. Przyjazne wiatry popychają nasz statek w kierunku Indii, a ja nie muszę się martwić o dawne rzeczy. Zżyłem się ze statkiem, a żegluga stała się moim powołaniem. To moje miejsce na tym ziemskim padole. Moje znakomite umiejętności walki przydają się częściej niż umiejętność czytania i pisania, jednak tak jest wygodniej. Wiodę pirackie życie i jest mi z tym dobrze. Może i zgorzkniałem do tego stopnia, że moje sumienie nie ma nawet miejsca głosu.
Urwał mi się kontakt z Antonim, ten ponownie nie odpowiada na listy. Słyszałem pogłoski o pewnym Hiszpanie, postrachu mórz dorównującym Arthurowi. Mam nadzieję, że nie mowa o moim bracie...


Pytania od MG :
Spoiler:


Ostatnio zmieniony przez Portugalia dnia Pon Lis 24, 2014 4:46 pm, w całości zmieniany 5 razy
Powrót do góry Go down
Chile

Chile


Orientacja : Sekret to sekret |:
Ekwipunek : NIC
Wątki i powiązania : Latynosi.
Po jakiego czorta jesteś na statku? : NIE JESTEM NA STATKU, TY CHOLERNY PIRACIE
Liczba postów : 389
Join date : 04/04/2012

Of course I'm Portugese!  Empty
PisanieTemat: Re: Of course I'm Portugese!    Of course I'm Portugese!  EmptyNie Wrz 21, 2014 12:34 pm

Nie mam chyba wyjścia.

AKCEPT.
Zostań z nami już na zawsze.
Powrót do góry Go down
 
Of course I'm Portugese!
Powrót do góry 
Strona 1 z 1

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Pirate Hetalia :: 
L i s t y G o ń c z e
-
Skocz do: